opowiadania o justinie bieberze
Nie da się wymusić miłości w ludziach bez uczuć.
piątek, 14 marca 2014
Ważna Informacja!!! :(
Nie komętujecie więc zawieszam bloga jeżeli chociaż jeden komętarz pojawi się do jutra to nie zawieszę, Przepraszam :((
Rozdział4
Obudził mnie telefon! Komy chce się mnie budzić co?! nie otwierając oczu zaczełam macać... macać jak to brzmi?! Zaczełam macać szafke obok mnie by dowiedzieć się kto mnie tak nie lubi. Justin. Zabije gnoja, zabije go!!
- Czego?- powiedziałam jeszcze zaspanym głosem.
- Miłe powitanie- odezwal się głos w suchawce.
- O przepraszam, Cześc panie który budzi mnie w brutalny sposób!- warknełam z sarkazmem.
- Tak lepiej.- Zaśmiał się, ten gnój już mnie zaczyna denerwować a znam go od jakiegoś jednego dnia?
- Czego chcesz?- Powiedziałam już znudzona tą rozmową.
- Idziesz dziś ze mną i Chazem do klubu?- Powiedział najwidoczniej rozbawiony całą tą sytuacją.Chaz to chyba ten z skaytparku? Nie. To Chris, Chaz to ten grugi aaa... ale czemu nie?
- Jasne. -Powiedziałam.
- Ok będę o 19.- Powiedział i nie czekając na moją odpowiedź rozłączył się. Dupek. Wogóle czemu ja się zgodziłam? Sama nie wiem. Podreptałam do łazienki bo miałam naprawde dużą potrzebe fizjologiczną, ale po co to mówie? Ught... Amy zamknij jadaczkę!! Wzięłam z garderoby ciuchy i poszłam wykonać poranne czynności po skończonej pracy stanełam przed lóstrem.
- No, no Amy nieźle wyglądasz.- Powiedziałam sama do siebie.
Zeszłam do kuchni a tak co? Nic tylko Mady.
- Cześć- Powiedziałam na przywitanie.
- Witaj.- Odpowiedziała i podała mi talerz z naleśnikami.
- Dziękuje.
- Nie ma za co.- Odpowiedziałą z tym swoim klasychnym uśmiechem, nie wiem jak ona może się tak uśmiechać i ją to nie boli?
- Ja dziś wychodze o 19.- Powiedziałam zajadając się moim śniadaniem.
- A gdzie idziesz?- powiedziała.
- Do klubu, nie wróce zbyt późno.
- DObrze.- Powiedziała, ale dziwne jeszcze z nikim tak łatwo mi nie poszło nawet z mamą a ona się mną zabardzo nie interesuje.
[...]
- Czego?- powiedziałam jeszcze zaspanym głosem.
- Miłe powitanie- odezwal się głos w suchawce.
- O przepraszam, Cześc panie który budzi mnie w brutalny sposób!- warknełam z sarkazmem.
- Tak lepiej.- Zaśmiał się, ten gnój już mnie zaczyna denerwować a znam go od jakiegoś jednego dnia?
- Czego chcesz?- Powiedziałam już znudzona tą rozmową.
- Idziesz dziś ze mną i Chazem do klubu?- Powiedział najwidoczniej rozbawiony całą tą sytuacją.Chaz to chyba ten z skaytparku? Nie. To Chris, Chaz to ten grugi aaa... ale czemu nie?
- Jasne. -Powiedziałam.
- Ok będę o 19.- Powiedział i nie czekając na moją odpowiedź rozłączył się. Dupek. Wogóle czemu ja się zgodziłam? Sama nie wiem. Podreptałam do łazienki bo miałam naprawde dużą potrzebe fizjologiczną, ale po co to mówie? Ught... Amy zamknij jadaczkę!! Wzięłam z garderoby ciuchy i poszłam wykonać poranne czynności po skończonej pracy stanełam przed lóstrem.
- No, no Amy nieźle wyglądasz.- Powiedziałam sama do siebie.
Zeszłam do kuchni a tak co? Nic tylko Mady.
- Cześć- Powiedziałam na przywitanie.
- Witaj.- Odpowiedziała i podała mi talerz z naleśnikami.
- Dziękuje.
- Nie ma za co.- Odpowiedziałą z tym swoim klasychnym uśmiechem, nie wiem jak ona może się tak uśmiechać i ją to nie boli?
- Ja dziś wychodze o 19.- Powiedziałam zajadając się moim śniadaniem.
- A gdzie idziesz?- powiedziała.
- Do klubu, nie wróce zbyt późno.
- DObrze.- Powiedziała, ale dziwne jeszcze z nikim tak łatwo mi nie poszło nawet z mamą a ona się mną zabardzo nie interesuje.
[...]
Dochodzi 19 a ja już siedze naszykowana na kanapie w salonie, a czemu? bo mnie dupa boli. Tak dobże słyszycie dupa mnie boli, bo jak się szykowałam to zpadłam ze schodów, ale się tylko nie śmiejcie. :( Dobra koniec użalania się nad moją zgrabna pupcią. Tak wiem skromna jestem. Oglądałam jeszcze tv kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, Pewnie Justin. Otworzyłam drzwi a tam nie kto inny jak Bieber i Chaz muszę przyznać, że wyglądał mega seksownie. Naprawde, nie śmiejcie się ze mnie. Bieber też niczego sobie. Żartuje, to Justin lepiej wygląda. - To idziemy?- Wyłączył mnie z zamyślenia Justin. - Pewnie.- Odpowiedziałam z uśmiechem
-----------------------------------------------------
Sorry, że taki krótki, ale nie miałąm weny i nie komętujecie :(
Komętujcie proszę!
niedziela, 9 marca 2014
Rozdział3
otworzyłam oczy, ale odrazu tego pożałowałam, ponieważ promienie słoneczne wdzierały się przez okno tym samym drażniąc moje oczy. Podjęłam drugą próbe otworzenia oczy, teraz nie poszło tak źle. Wstałam leniwie sie przeciągając, no cóż to już pierwszy dzień w Kanadzie. Sprawdziłam na telefonie która jest godzina, OMG! już 11:24 to sobie pospałam. Wyciągnełam z garderoby piękny zestaw, poszłam do łazienki i wykonałam poranne czynności. Powoli schodziłam na dół kiedy, nagle poczułam piękny zapach naleśników, odrazu przyśpieszyłam kroku, ale zaraz... moja mama nie umie gotować, zawsze chodziliśmy do restauracji albo zamawialiśmy jedzenie. Jak zeszłam to zobaczyłam jakąś Panią przy kuchence, aaa to pewnie gosposia. Nie rozumiem po co oni zatrudniają gosposie, przecież ja mogę robić obiady, ale mniejsza z tym.
- Dzień dobry- Przywitała mnie przyjaznym uśmiechem kobieta.
- Dzień dobry, jestem Amy.- odpowiedziałam i wyciągnełam dłoń ku niej.
- Mandy.- Odpowiedziała i lekko potrząsnęła moja dłonią.
- Co Pani gotuje?- Zapytałam, ale nie wiem czemu, bo przeciez widze, że naleśniki.
- Naleśniki, a tak wogule mów do mnie po imieniu.- Powiedziała, z naprawde bardzo przyjemnym uśmiechem.
- Dobrze Mandy.
Podeszłam do stołu i usiadłam na jednym z barowych krzeseł, po chwili na stole stał już talerz z naleśnikami, wziełam jednego nałozyłam na niego nuttele i truskawki i zaczełam jeść.
- A tak wogule to gdzie są rodzice?- Zapytałam po przełknięciu naleśnika.
- W pracy, powinni wrócić o 19.- Odpowiedziała.
- Aha- Powiedziałam krótko i kończyłam jeść naleśnika.
Gdy już zjadłam postanowiłam zwiedzić miasto, może znajde jakiś skaytpark? A! chyba nie wzpominałam, że uwielbiam jezdzić na desce i bmx'sie, ale teraz wspominam.
- Mandy ja wychodzę!- Krzyknełam i wziełam do ręki deske.
- Jasne ale wróć na 15!- odkrzykneła.
Ja założyłam buty i wyszłam z domu, jechałam przed siebie nie wiedząc gdzie jadę, jechałam, jechałam. Auć! chyba na kogoś wpadłam, a raczej nie chyba tylko napewno.
- Przepraszam.- powiedziałam, ten ktoś miał kaptur i okulary więc nie mogłam zobaczyć kto to jest.
- Nie przepraszaj to moja wina, powinienem patrzeć jak łaże.- Odpowiedział.
- Ale to moja wina...- Powiedziałam.
- Nie twoja.- Odpowiedział po czym ściągnął okulary i kaptur to... JUSTIN BIBER! zamurowało mnie, może nie jestem jego jakąś wielką fanką, ale od czasu do czasu słucham jego muzyki.
- A tak wogule jestem Justin.- Podał mi dłoń.
- A.. A.. Amy.- Powiedziałam jąkając się po czym lekko potrząsnełam jego dłonią.
- Miło mi cię poznać Amy. - Powiedział i się uśmiechnął.
- Mi cię również.- Zaśmiałam się.- Wiesz może gdzie jest skaytpark?- Zapytałam
- Tak właśnie tam idę.- Jest!!! On wie!
- Aha, boże ja szłam w zupełnie inną strone.- Zaśmiałam się, po czym on też.
- Chodź pójdziemy razem.- Powiedział.
- Ok.
Szliśmy w ciszy. Widziałam dużo różnych WIELKICH domów , z naciskiem na wielkich. Szliśmy jeszcze dłuższą chwile po czym zobaczyłam tabliczke z napisem skaytpark i , Nie wprowadzać psów' Ale mniejsza z tym, weszliśmy przez brame i odrazu zobaczyłam duże rampy i pełno chłopaków wokoło. Troche do tego nie przywykłam bo w moim mieście więcej było dziewczyn które jezdziły na deskach. Justin poszedł do swoich kolegów, a ja postanowiłam troche zaszaleć. weszłam na jedną z większych ramp i zjechałam, najpierw normalnie, a potem zaczełam robić różne trudne triki, jak zeszłam wszyscy kalskali. O tak! Amy dałaś chadu!
- Nie wiedziałem, że tak dobrze jezdzisz.- Podszedł do mnie Justin.
- To już wiesz.- Powiedziałam, po czym się usmiechnełam.
- Słuchaj... może dasz mi swój numer telefonu?- Spytał. Ale tak jakoś bardzo nieśmiało.
- Jasne.- Wymieniliśmy się telefonami. Była już 14:30 musze już iśc.- Przepraszam ale musze już iść.- Powiedziałam.
- Spoko, zdzwonimy się.- Powiedział.
Oczami Justina:
Woow fajna ta dziewczyna, ładna. Sądze, ze moglibyśmy się zaprzyjaźnić.
- Ej! Stary! to twoja dziewczyna?- Podszedł do mnie Chris.
- Nie, poznałem ją dziś rano.- Odpowiedziałem.
- Aha, niezła jest.- Powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.
- No.
Postanowiłem sie już zbierać więc pożegnałem się z kumplami i skierowałem do domu.
Szłem kiedy nagle zaatakowało mnie stado fanek no tak! Przecież zapomniałem nałożyć kaptur i okulary! Jaki ja jestem głupi!
Wracamy do Amy:
Weszłam do domu równo o 15.
- Już jestem!- krzyknełam.
- Dobrze, na stole masz obiad.- Odpowiedziała Mandy.
Weszłam do jadalni i zobaczyłam na stole spaghetti, mmm... Pycha! Usiadłam do stołu i zaskakująco szybko zjadłam, no ale cóż byłam głodna. Poszłam do pokoju, i włączyłam laptopa, słuchałam muzyki i czytałam plotki. Weszłam na skype i zobaczyłam, że Emma jest dostępna, odrazu zadzwoniła. Po chwili odebrałam.
( J- ja E- Emma)
J- No cześć!
E- Hej, co tam u ciebie?
J- a no nic nie zgadniesz spotkałam Biebera i mam jego numer!
E- No coś ty! Serio?
J- No!
E- To fajnie.
J- A co tam u was?
E- Dobrze, nie uwierzysz Vanessa i Jake sa razem!
J- Nie wieże!
E- To uwież!
Gadałysmy jeszcze do 22 po skączonej rozmowie z przyjaciółką poszłam wziąść prysznic i poszłam do łożka, myślałam o wszystkim o mnie, o dzisiejszym dniu o wszystkim, kiedy tak pogrążona myślami zasnełam...
-------------------------------
Hej! wiem, ze nawaliłam, bo rozdział miał być wcześniej ale nie miałam weny
proszę o komętarze!.

- Dzień dobry- Przywitała mnie przyjaznym uśmiechem kobieta.
- Dzień dobry, jestem Amy.- odpowiedziałam i wyciągnełam dłoń ku niej.
- Mandy.- Odpowiedziała i lekko potrząsnęła moja dłonią.
- Co Pani gotuje?- Zapytałam, ale nie wiem czemu, bo przeciez widze, że naleśniki.
- Naleśniki, a tak wogule mów do mnie po imieniu.- Powiedziała, z naprawde bardzo przyjemnym uśmiechem.
- Dobrze Mandy.
Podeszłam do stołu i usiadłam na jednym z barowych krzeseł, po chwili na stole stał już talerz z naleśnikami, wziełam jednego nałozyłam na niego nuttele i truskawki i zaczełam jeść.
- A tak wogule to gdzie są rodzice?- Zapytałam po przełknięciu naleśnika.
- W pracy, powinni wrócić o 19.- Odpowiedziała.
- Aha- Powiedziałam krótko i kończyłam jeść naleśnika.
Gdy już zjadłam postanowiłam zwiedzić miasto, może znajde jakiś skaytpark? A! chyba nie wzpominałam, że uwielbiam jezdzić na desce i bmx'sie, ale teraz wspominam.
- Mandy ja wychodzę!- Krzyknełam i wziełam do ręki deske.
- Jasne ale wróć na 15!- odkrzykneła.
Ja założyłam buty i wyszłam z domu, jechałam przed siebie nie wiedząc gdzie jadę, jechałam, jechałam. Auć! chyba na kogoś wpadłam, a raczej nie chyba tylko napewno.
- Przepraszam.- powiedziałam, ten ktoś miał kaptur i okulary więc nie mogłam zobaczyć kto to jest.
- Nie przepraszaj to moja wina, powinienem patrzeć jak łaże.- Odpowiedział.
- Ale to moja wina...- Powiedziałam.
- Nie twoja.- Odpowiedział po czym ściągnął okulary i kaptur to... JUSTIN BIBER! zamurowało mnie, może nie jestem jego jakąś wielką fanką, ale od czasu do czasu słucham jego muzyki.
- A tak wogule jestem Justin.- Podał mi dłoń.
- A.. A.. Amy.- Powiedziałam jąkając się po czym lekko potrząsnełam jego dłonią.
- Miło mi cię poznać Amy. - Powiedział i się uśmiechnął.
- Mi cię również.- Zaśmiałam się.- Wiesz może gdzie jest skaytpark?- Zapytałam
- Tak właśnie tam idę.- Jest!!! On wie!
- Aha, boże ja szłam w zupełnie inną strone.- Zaśmiałam się, po czym on też.
- Chodź pójdziemy razem.- Powiedział.
- Ok.
Szliśmy w ciszy. Widziałam dużo różnych WIELKICH domów , z naciskiem na wielkich. Szliśmy jeszcze dłuższą chwile po czym zobaczyłam tabliczke z napisem skaytpark i , Nie wprowadzać psów' Ale mniejsza z tym, weszliśmy przez brame i odrazu zobaczyłam duże rampy i pełno chłopaków wokoło. Troche do tego nie przywykłam bo w moim mieście więcej było dziewczyn które jezdziły na deskach. Justin poszedł do swoich kolegów, a ja postanowiłam troche zaszaleć. weszłam na jedną z większych ramp i zjechałam, najpierw normalnie, a potem zaczełam robić różne trudne triki, jak zeszłam wszyscy kalskali. O tak! Amy dałaś chadu!
- Nie wiedziałem, że tak dobrze jezdzisz.- Podszedł do mnie Justin.
- To już wiesz.- Powiedziałam, po czym się usmiechnełam.
- Słuchaj... może dasz mi swój numer telefonu?- Spytał. Ale tak jakoś bardzo nieśmiało.
- Jasne.- Wymieniliśmy się telefonami. Była już 14:30 musze już iśc.- Przepraszam ale musze już iść.- Powiedziałam.
- Spoko, zdzwonimy się.- Powiedział.
Oczami Justina:
Woow fajna ta dziewczyna, ładna. Sądze, ze moglibyśmy się zaprzyjaźnić.
- Ej! Stary! to twoja dziewczyna?- Podszedł do mnie Chris.
- Nie, poznałem ją dziś rano.- Odpowiedziałem.
- Aha, niezła jest.- Powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.
- No.
Postanowiłem sie już zbierać więc pożegnałem się z kumplami i skierowałem do domu.
Szłem kiedy nagle zaatakowało mnie stado fanek no tak! Przecież zapomniałem nałożyć kaptur i okulary! Jaki ja jestem głupi!
Wracamy do Amy:
Weszłam do domu równo o 15.
- Już jestem!- krzyknełam.
- Dobrze, na stole masz obiad.- Odpowiedziała Mandy.
Weszłam do jadalni i zobaczyłam na stole spaghetti, mmm... Pycha! Usiadłam do stołu i zaskakująco szybko zjadłam, no ale cóż byłam głodna. Poszłam do pokoju, i włączyłam laptopa, słuchałam muzyki i czytałam plotki. Weszłam na skype i zobaczyłam, że Emma jest dostępna, odrazu zadzwoniła. Po chwili odebrałam.
( J- ja E- Emma)
J- No cześć!
E- Hej, co tam u ciebie?
J- a no nic nie zgadniesz spotkałam Biebera i mam jego numer!
E- No coś ty! Serio?
J- No!
E- To fajnie.
J- A co tam u was?
E- Dobrze, nie uwierzysz Vanessa i Jake sa razem!
J- Nie wieże!
E- To uwież!
Gadałysmy jeszcze do 22 po skączonej rozmowie z przyjaciółką poszłam wziąść prysznic i poszłam do łożka, myślałam o wszystkim o mnie, o dzisiejszym dniu o wszystkim, kiedy tak pogrążona myślami zasnełam...
-------------------------------
Hej! wiem, ze nawaliłam, bo rozdział miał być wcześniej ale nie miałam weny
proszę o komętarze!.

środa, 5 marca 2014
Rozdział2
- Amy! Amy!- darła się mama.
- Co?
- Wstawaj! Czekamy na dole.
- Ok.
To już dzień wyprowadzki, poszłam z niechęcia do łazienki, wykonałam poranne czynności i ubrałam się.
Zeszłam na dół gdzie czekała już cała moja rodzina, ja nie chcę jechać!!! krzyczałam w myślach może uda sie telepatycznie?
- Jedz śniadanie i jedziemy na lotnisko.- Oznajmił tata. a jednak telepatia nie działa :(
- Ok.- trudno mi jest rozstawać się z moimi przyjaciółmi i co najgorsze z Ellą. Weszłam do jadalni i zobaczyłam gofry. Mmm moje ulubione gofry!! Ale zaraz, zaraz mnie nie przekupią zwykłymi goframi.
Zjadłam bardzo szybko po czym udałam się do mojego pokoju po walizki. Wziełam dwie walizki i torbe, i powoli schodziłam na dół.
- Może mi tak ktos pomoże?- spytałam wchodząc do salonu.
- Jasne.- Odpowiedział promiennie tata.
nie rozumiem z czego on sie tak cieszy, przeciez my zostawiamy praktycznie całe nasze życie, nie no przesadzam ale zostawiamy Elizabeth. Wziął ode mnie walizki i poszedł wpakowac je do samochodu.
- To jedziemy!- krzyknął.
- No jedziemy, jedziemy- odpowiedziałam ponura, a i zapąmniałam powiedzieć, że jest 4 rano więc się nie dziwcie że jestem ponura. Wsiadłam do samochodu i odrazu usnełam...
// kilka godzin później//
- Amy!- krzyczał ktoś do mojego ucha.
- hmm?
- Wstawaj już jesteśmy!- aaa no tak to nie był tylko zły sen , zwlokłam się leniwie z tego auta i sierowałam w strone lotniska, biedny tata musi nosić wszystkie walizki, ale cóż sam chciał sie wyprowadzić. Mamy jeszcze 2 godziny do otprawy, i co ja będę robić, zaraz, zaraz tam są znajome twarze... To Vanessa, Tom, Emma i Jake!! Biegłam ile sił w nogach a jak już się przy nich znalazłam żuciłam im sie na szyje.
- Amy!- krzykneli chórem.
- Myśleliśmy, ze juz cię tu nie znajdziemy- odezwał się jake.
- No widac to ja was znalazłam.- Zaśmiałam się.
- No widać.
gadałam z nimi i gadałam aż straciłam poczucie czasu i usłuszałam:
Pasażerowie do odprawy 299 prosimy do samolotu.
- Ja już muszę iść- Powiedziałam smutna
- Ale będziesz dzwonic??- Zapytał Tom.
- Jasne, nigdy o was nie zapąmne, pa!
- Pa- Krzykneli.
Szłam z rodzicami do samolotu, jak już zajelismy nasze miejca wyciągnełam z torby Mp3 i słuchałam muzyki, nawet nie wiem kiedy zasnełam...
Obudził mnie głos stuardessy.
Proszę zapiąć pasy, przystąpujemy do lądowania.
Zapiełam pasy a już po chwili wysiadałam z samolotu. Woow nie wiedziałam, że Kanada jest taka ładna. tata zamówił taksówke a my poszlismy po bagaż. Mineło jakieś 30 minót i dopiero dostaliśmy nasz bagaże. Taksówkarz załadował do auta bagaże po czym ruszył, dziwne... Wiedział gdzie jechać, ale pewnie tata mu już podał adres. Wysiadłam z wozy i to co ujżałam zwaliło mnie z nóg, Piekna OGROMNA naciskiem na ogromna willa z basenem, no tak jesteśmy bogaci zawsze mamy duży dom, ale nie taki! Jesteśmy na najlepszej dzielnicy. Odrazu pobiegłam do domu a tam piękny salon. Przeszłam do kuchnii normalnie zwala z nóg, pobiegłam na góre tu łazienka, tu sypialnia, jak zgaduje rodziców i ostatnie dzwi czyli mój pokuj otworzyłam je a tak cudowny pokuj. Woow no cóż ja będę tu mieszkać!! ale sie ciesze, ale nadal przykro mi z powodu moich przyjaciół. Zuciłam sie na łóżko i odrazu zasnełam...
----------------------------------------------------
No hej! jest rozdział 2 prosze komętujcie!!!

- Co?
- Wstawaj! Czekamy na dole.
- Ok.
To już dzień wyprowadzki, poszłam z niechęcia do łazienki, wykonałam poranne czynności i ubrałam się.
Zeszłam na dół gdzie czekała już cała moja rodzina, ja nie chcę jechać!!! krzyczałam w myślach może uda sie telepatycznie?
- Jedz śniadanie i jedziemy na lotnisko.- Oznajmił tata. a jednak telepatia nie działa :(
- Ok.- trudno mi jest rozstawać się z moimi przyjaciółmi i co najgorsze z Ellą. Weszłam do jadalni i zobaczyłam gofry. Mmm moje ulubione gofry!! Ale zaraz, zaraz mnie nie przekupią zwykłymi goframi.
Zjadłam bardzo szybko po czym udałam się do mojego pokoju po walizki. Wziełam dwie walizki i torbe, i powoli schodziłam na dół.
- Może mi tak ktos pomoże?- spytałam wchodząc do salonu.
- Jasne.- Odpowiedział promiennie tata.
nie rozumiem z czego on sie tak cieszy, przeciez my zostawiamy praktycznie całe nasze życie, nie no przesadzam ale zostawiamy Elizabeth. Wziął ode mnie walizki i poszedł wpakowac je do samochodu.
- To jedziemy!- krzyknął.
- No jedziemy, jedziemy- odpowiedziałam ponura, a i zapąmniałam powiedzieć, że jest 4 rano więc się nie dziwcie że jestem ponura. Wsiadłam do samochodu i odrazu usnełam...
// kilka godzin później//
- Amy!- krzyczał ktoś do mojego ucha.
- hmm?
- Wstawaj już jesteśmy!- aaa no tak to nie był tylko zły sen , zwlokłam się leniwie z tego auta i sierowałam w strone lotniska, biedny tata musi nosić wszystkie walizki, ale cóż sam chciał sie wyprowadzić. Mamy jeszcze 2 godziny do otprawy, i co ja będę robić, zaraz, zaraz tam są znajome twarze... To Vanessa, Tom, Emma i Jake!! Biegłam ile sił w nogach a jak już się przy nich znalazłam żuciłam im sie na szyje.
- Amy!- krzykneli chórem.
- Myśleliśmy, ze juz cię tu nie znajdziemy- odezwał się jake.
- No widac to ja was znalazłam.- Zaśmiałam się.
- No widać.
gadałam z nimi i gadałam aż straciłam poczucie czasu i usłuszałam:
Pasażerowie do odprawy 299 prosimy do samolotu.
- Ja już muszę iść- Powiedziałam smutna
- Ale będziesz dzwonic??- Zapytał Tom.
- Jasne, nigdy o was nie zapąmne, pa!
- Pa- Krzykneli.
Szłam z rodzicami do samolotu, jak już zajelismy nasze miejca wyciągnełam z torby Mp3 i słuchałam muzyki, nawet nie wiem kiedy zasnełam...
Obudził mnie głos stuardessy.
Proszę zapiąć pasy, przystąpujemy do lądowania.
Zapiełam pasy a już po chwili wysiadałam z samolotu. Woow nie wiedziałam, że Kanada jest taka ładna. tata zamówił taksówke a my poszlismy po bagaż. Mineło jakieś 30 minót i dopiero dostaliśmy nasz bagaże. Taksówkarz załadował do auta bagaże po czym ruszył, dziwne... Wiedział gdzie jechać, ale pewnie tata mu już podał adres. Wysiadłam z wozy i to co ujżałam zwaliło mnie z nóg, Piekna OGROMNA naciskiem na ogromna willa z basenem, no tak jesteśmy bogaci zawsze mamy duży dom, ale nie taki! Jesteśmy na najlepszej dzielnicy. Odrazu pobiegłam do domu a tam piękny salon. Przeszłam do kuchnii normalnie zwala z nóg, pobiegłam na góre tu łazienka, tu sypialnia, jak zgaduje rodziców i ostatnie dzwi czyli mój pokuj otworzyłam je a tak cudowny pokuj. Woow no cóż ja będę tu mieszkać!! ale sie ciesze, ale nadal przykro mi z powodu moich przyjaciół. Zuciłam sie na łóżko i odrazu zasnełam...
----------------------------------------------------
No hej! jest rozdział 2 prosze komętujcie!!!

wtorek, 4 marca 2014
Rozdział1
Hej jestem Amy, mam 17 lat i mieszkam w atlancie, mieszkam z rodzicami i siostrą Elizabeth. Uwielbiam jeździć na desce i bmx'ie jestem z siostrą bardzo zżyta.
- Amy!!- Usłyszałam piękny głos mojej mamy, który wydaje się okropny jak mnie budzi do szkoły.
- Tak?- Zbiegłam na dół, o! chyba nie wspominałam, że jestem bardzo bogata, ale mi nie wydaje sie to zaletą tylko wadą, nie chwale sie tym szczególnie, mój tata z moją mamą mają sieć firm na całym świecie.
- Córciu usiądź my z tatą chcemy ci coś powiedzieć- Mówiła to takim tonem jakbym miała ja zaraz zjeść xd.
- Słucham?- usiadłam na wyznaczonym miejscu.
- Bo.. bo..
- Bo bo co?!
- Wyprowadzamy się do Kanady.
- CO?!- One nie może mi tego zrobić!
- No oto chodzi, że ja z tatą dostaliśmy tam lepszą prace i już się zgodziliśmy.
- Ale mamo, ja mam tu szkołe, przyjaciół i Ella ( tak nazywam moją siostre ) też.
- Ella nie jedzie z nami, ma 18 lat i zostanie tu.
- Co?! Czemu wy chcecie żebym cierpiała?!
- Mu nie chcemy żemyś cierpała- W końcu głos zabrała tata- My chcemy poprostu się przprowadźić i tak często to robimy a ty nie odstawiasz szopki!
- Ale zawsze zostajemy tak najwięcej 2 mięsiące a tu jesteśmy już rok, mam tu przyjaciół i Ella zawsze z nami jedzie!!!
- Idź się spakuj jutro lecimy.
- Nie nawidze was!!!!- Mówiłam to co myśle. Pobiegłam na góre włączyłam muzyke i usiadłam na łóżku zamykajac oczy, muzyka zawsze pomoga mi się pozbierać, czułam że zbierają mi się łzy, dziś nie będe udawać twardzej, dzis dam łzą spłyną po moich policzkach. Otworzyłam oczy i odrazy wydobyło sie z nich kilka łez, postanowiłam wysłać sms do Toma, Emmy, Jake i Vanessy więc napisałam do wszystkich:
Przyjdź sytuacja awaryjna!!
Po 10 minutach cała paczka wparowała do mojego pokoju.
- Co się stało!?- Krzyczała Vanessa.
- Wyprowadzam się.- wyszlochałam przez łzy.
- Co? nie słysze powiedz głośniej.- Powiedział Tom.
- Wyprowadza się nie słyszysz debilu!- Wykrzyczała Emma, no tak oni nigdy sie nie lubili.
- CO?!- Krzykneli chórem.
- Do Kanady, czemu oni mnie tak nienawidzą?!
- Oj Amy, Amy oni cie kochaja.
- Nie o by nie wyprowadzali sie do Kanady, i to jeszcze ze mna a bez Elizabeth.
- Spokojnie- Powiediał Jake- Nasz kontakt się nie urwie.
- Mam nadzieje.- Oni sa wspaniali, zrozumieli mnie nawet w tak trudnej sytuacji.
- Napwno.- ZapewniłaVanessa- a teraz my już idziemy przyjdziemy jutro na lotnisko sie z tobą porzegnać.
- A z kąd wy wiecie, że jutro?- powiedziałam.
- Twoi rodzice.- Te dwa słowa a już wiadomo o co chodzi.
- Aha. Pa, kocham was!
- My ciebie też!
I poszli, no szkoda ale czas sie zaczął pakować, po 2 godzinach pakowania sie ubrałam moją sweet piżamke. Wskoczyłam do łóżka i zasnełam...
-------------------------------------------------
Hej, hej i jest rozdział1 mam nadzieje, że sie podoba.
- Amy!!- Usłyszałam piękny głos mojej mamy, który wydaje się okropny jak mnie budzi do szkoły.
- Tak?- Zbiegłam na dół, o! chyba nie wspominałam, że jestem bardzo bogata, ale mi nie wydaje sie to zaletą tylko wadą, nie chwale sie tym szczególnie, mój tata z moją mamą mają sieć firm na całym świecie.
- Córciu usiądź my z tatą chcemy ci coś powiedzieć- Mówiła to takim tonem jakbym miała ja zaraz zjeść xd.
- Słucham?- usiadłam na wyznaczonym miejscu.
- Bo.. bo..
- Bo bo co?!
- Wyprowadzamy się do Kanady.
- CO?!- One nie może mi tego zrobić!
- No oto chodzi, że ja z tatą dostaliśmy tam lepszą prace i już się zgodziliśmy.
- Ale mamo, ja mam tu szkołe, przyjaciół i Ella ( tak nazywam moją siostre ) też.
- Ella nie jedzie z nami, ma 18 lat i zostanie tu.
- Co?! Czemu wy chcecie żebym cierpiała?!
- Mu nie chcemy żemyś cierpała- W końcu głos zabrała tata- My chcemy poprostu się przprowadźić i tak często to robimy a ty nie odstawiasz szopki!
- Ale zawsze zostajemy tak najwięcej 2 mięsiące a tu jesteśmy już rok, mam tu przyjaciół i Ella zawsze z nami jedzie!!!
- Idź się spakuj jutro lecimy.
- Nie nawidze was!!!!- Mówiłam to co myśle. Pobiegłam na góre włączyłam muzyke i usiadłam na łóżku zamykajac oczy, muzyka zawsze pomoga mi się pozbierać, czułam że zbierają mi się łzy, dziś nie będe udawać twardzej, dzis dam łzą spłyną po moich policzkach. Otworzyłam oczy i odrazy wydobyło sie z nich kilka łez, postanowiłam wysłać sms do Toma, Emmy, Jake i Vanessy więc napisałam do wszystkich:
Przyjdź sytuacja awaryjna!!
Po 10 minutach cała paczka wparowała do mojego pokoju.
- Co się stało!?- Krzyczała Vanessa.
- Wyprowadzam się.- wyszlochałam przez łzy.
- Co? nie słysze powiedz głośniej.- Powiedział Tom.
- Wyprowadza się nie słyszysz debilu!- Wykrzyczała Emma, no tak oni nigdy sie nie lubili.
- CO?!- Krzykneli chórem.
- Do Kanady, czemu oni mnie tak nienawidzą?!
- Oj Amy, Amy oni cie kochaja.
- Nie o by nie wyprowadzali sie do Kanady, i to jeszcze ze mna a bez Elizabeth.
- Spokojnie- Powiediał Jake- Nasz kontakt się nie urwie.
- Mam nadzieje.- Oni sa wspaniali, zrozumieli mnie nawet w tak trudnej sytuacji.
- Napwno.- ZapewniłaVanessa- a teraz my już idziemy przyjdziemy jutro na lotnisko sie z tobą porzegnać.
- A z kąd wy wiecie, że jutro?- powiedziałam.
- Twoi rodzice.- Te dwa słowa a już wiadomo o co chodzi.
- Aha. Pa, kocham was!
- My ciebie też!
I poszli, no szkoda ale czas sie zaczął pakować, po 2 godzinach pakowania sie ubrałam moją sweet piżamke. Wskoczyłam do łóżka i zasnełam...
-------------------------------------------------
Hej, hej i jest rozdział1 mam nadzieje, że sie podoba.
Cześć
Hej, nazywam się Julia będe pisać tego bloga z nadzieją, że wam się spodoba, mam dużo pomysłów i prosze o dodawanie kometarzy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)


